Miasto Wyrzutków – Tom 1. Mężczyzna, który gromadził rupiecie. – Julien Lambert

Niewiele w życiu osiągnąłem oprócz wieku i nachodzi mnie taka myśl że jak człowiek skończył 33 lata (i to dawno) to świata już nie zbawi. Może jednak człowiek wyciągnąć z odmętów nadmiaru rzeczy kilka pereł. Zwłaszcza jeżeli ta perła umiejętnie toczy się gdzieś pomiędzy łatwością komiksu dla mas, a snobistyczną bełkotliwością tzw. powieści graficznych. Chodzi o to aby te dobre historie nie zostały zapomniane i nie były tylko dla komiksowej niszy w niszy, wyrzutków szukających po prostu dobrze napisanej opowieści. Zdziwiłem się w trakcie szukania informacji o autorze, że ten komiks został już nagrodzony Fauve Polar SNCF na festiwalu Angouleme w 2019 r., nagrodą przyznawaną od niedawna za to komiksom o zacięciu detektywistyczno-kryminalnym.

okładka książki

Jacques Peuplier, detektyw Miasta Wyrzutków, stara się kroczyć ścieżką typowego bohatera filmów noir – być typem o twardej, kwadratowej, szczęce, milczeć więcej niż się myć, a do tego spoglądać, gdy tylko można, spode łba. Ten mroczny plan zakłócają mu jednak pewne okoliczności, czy też dar, którego jest właścicielem. Otóż Jacques rozmawia z przedmiotami, podpytuje ich o zdarzenia, przepytuje miejsca zbrodni, czy też raczej milczących wobec innych świadków, znosi urągiwania domowych żelazek, długopisów czy lamp; podczas pościgu szuka rad u latarni, czy węży ogrodniczych. Rzecz jasna z niektórymi przedmiotami jest jak z jajkiem – mogą się one poczuć zranione tym, że ludzie je zaniedbali, porzucili, a do tego „Wielki Pan Detektyw” traktuje je … przedmiotowo. Jacques czasami chciałby aby wszyscy się po prostu zamknęli, no ale cóż łatwiej mu nawiązać jakiekolwiek relacje właśnie z przedmiotami, niż z ludźmi, a zwłaszcza z płcią nadobną.

okładka książki

Trudno nie polubić tego mruka żyjącego trochę w swoim świecie. Z resztą nie tylko on, czy otaczające go przedmioty, to wyrzutki. Jest nim także zaginiona dziewczyna, należąca do rodziny lokalnych gangsterów, marząca o karierze muzycznej i miłości (łatwy obiekt dla porywaczy). Nawet miejscowa rudowłosa piękność, nie czuje się wcale jak femme fatale – rolę tę powinna wszak przyjąć naturalnie w tego typu opowieści. Wszystko wydaje się być trochę zwariowane, i nie na miejscu, ale widać też dzięki temu świeżość pomysłów i nienachalny humor. Warstwa kryminalna, wartka akcja, zwroty akcji i budowanie napięcia w pełni zasługują na laury.

Rysunki są trochę kanciaste, ale schludne; kadrowanie podkreśla tempo opowieści, a nocne kolory bezwzględnego miasta i wszędobylscy dziwaczni ludzie-muchy skutecznie przykuwają do lektury.

okładka książki

Być może dałoby się z samego konceptu detektywa rozmawiającego z przedmiotami wyciągnąć więcej, myślę jednak że autor zostawia sobie coś na później. To tytuł, który z pewnością mógłby stać się dłuższą serią, ale na razie powstały tylko dwa tomiki po około 100 stron każdy. Warto poznać. Czekam niecierpliwie drugiej części – zamykającej to śledztwo. 

Marcin Marchlewski

Wydawnictwo Non Stop Comics
ISBN: 978-83-8110-931-4

Ile to kosztuje?